„Organista z martwej wsi”
Niestety książka ta nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia i nie była z tych „nieodkładalnych”.. co nie znaczy, że jest zła.
Jest trudna .. ale mimo wszystko warto ją przeczytać.
Na pierwszy plan wysuwa się dwójka bohaterów - Teodor i Sabina.
Teodor to człowiek, który w swoim życiu bardzo wiele przeszedł, łącznie z więzieniem, w którym spędził jakiś czas.
Nie do końca ze swojej winy .. ale czasami pewne wypadki, w niektórych okolicznościach są traktowane inaczej, niż byśmy tego oczekiwali.
Gdzieś popełnił błąd .. gdzieś nie wykazał się rozsądkiem .. gdzieś zabrakło szczęścia .. i stało się jak stało ..
Sabina to młoda dziennikarka, która poznaje losy Teodora z ust jego syna Adama.
Pracując nad książką, sama weryfikuje swoje życie i kontakty z własnym ojcem.
Adam .. syn Teodora również nie miał lekko. Stracił ojca na jakiś czas i ich relacja została zaburzona.
Brakowało mi tutaj trochę ich przeżyć .. emocji .. tego jak sobie radzili z rozłąką.
Lidka, Wanda to kolejne postacie kobiece o których warto wspomnieć.
W końcu to niejako przez Wandę, Teodor trafił do więzienia.
Zaś Lidka, jego żona została sama z synem i musiała sobie jakoś radzić.
Jeszcze tylko zdradzę skąd tytuł .. otóż Teodor był organistą we wsi Dwory. Muzyka grała mu w duszy i sercu, i tej miłości uczył wielu. Wieś zniknęła z powierzchni zostawiają tylko mogiły ..
Może to i dobrze bo dużo złego się tam wydarzyło ..
Wracając do samej książki. Dwa plany czasowe, niewielka tak naprawdę ilość bohaterów i całkiem ciekawa historia, która mimo, że mnie nie porwała, jest warta przeczytania.
Dziękuję za możliwość sięgnięcia po nią Andżelice z bloga Czytam dla przyjemności.
Komentarze
Prześlij komentarz